Czy każdy zasługuje na bliższe poznanie?
Czy prawdą jest to, że warto polegać tylko na sobie?
Czy wszyscy zasługują na drugą szansę?
Jak Hermiona odnajdzie się w nowej sytuacji?
Może odnajdzie w kimś oparcie i zrozumienie?
Jak poczuje się w nowej roli?
Mugolski budzik Granger zadzwonił około godziny siódmej. Leniwie wstała z łóżka i za pomocą prostego zaklęcia przywołała potrzebne rzeczy do kąpania. Już chciała udać się do toalety, kiedy zauważyła swoją przyjaciółkę, nadal smacznie śpiącą oraz pochrapującą.
– Ruda, wstawaj!
Potrząsnęła jej ramieniem, lecz nadal żadnych skutków.
– Ginny, obudź się, bo dzisiaj idziemy na Pokątną. O nie, tak nie będziemy się bawić, leniu!
Hermiona szybkim ruchem wyjęła różdżkę z kieszeni piżamy ze złowieszczym uśmiechem i wypowiedziała formułkę.
– Aguamenti.
W tym samym momencie z magicznego atrybutu wytrysnął strumień zimnej wody.
– Aaaaaaaaa! zwario...
Ginny zamarła z szeroko otwartymi ustami, kiedy zobaczyła przyjaciółkę.
– Rudzielcu, żyjesz? – powiedziała Herm, jednocześnie machając przed zaspaną Ginewrą.
– Tak, ale co się stało z twoimi włosami?
– Jak to? Przecież są normalne.
– Sama zobacz.
Ginny podała jej czarne lusterko wyjęte z szuflady biurka, a Miona przeżyła niemały szok – jej bujne, kasztanowe loki do pasa stały się delikatnie pofalowanymi blond włosami, sięgającymi mniej więcej ramion.
– Na Merlina, to chyba jakiś głupi kawał bliźniaków – powiedziała z chęcią mordu na twarzy.
Nagle poczuła, że nogi się pod nią uginają, a przed oczami ma tylko ciemność.
Wiewióra próbowała ją ocucić, ale bez skutku. Po chwili zauważyła, że oczy jej przyjaciółki się otwierają.
– Nareszcie! Już się bałam,że się nie obudzisz.
– Co się stało? – powiedziała zdezorientowana Hermiona.
– Zemdlałaś.
– To przez ten szok – stwierdziła, trzymając się za głowę.
– Na pewno nic ci nie jest? – zapytała nadal zmartwiona tym wszystkim Ginny, ale w odpowiedzi usłyszała tylko coś, co brzmiało jak „tak”. Rudowłosa stwierdziła, że nie będzie marnować czasu i weźmie prysznic.
– Dobra. Jak skończysz, to ja też pójdę wziąć kąpiel.
– Okej. A tak na marginesie, to ładnie ci z tymi włosami.
Za tę uwagę już po chwili oberwała poduszką.
– A teraz załatwię sprawę tego z Fredem i George’em – powiedziała, wskazując na swoją blond czuprynę. Następnie blondynka z niemałą złością zaczęła schodzić po schodach, tupiąc niczym słonica, i wołać braci Weasley.
*** W tym samym czasie w pokoju chłopców ***
Harry Potter zaraz po obudzeniu zauważył swojego przyjaciela, leżącego w ich pokoju na łóżku, natarczywie nad czymś myślącego.
– Ej, Ron, co się stało?
– Nic, tylko się nad czymś zastanawiam – padła niedbała odpowiedź.
– Nad czym?
W momencie, gdy Weasley miał odpowiedzieć, usłyszeli głośnie tupanie i wrzaski.
– Słyszałeś to?
– Tak.
– Chodźmy sprawdzić, co się stało. I tak jestem już ubrany – powiedział Potter, zakładając okulary.
– Dobra. Ja też jestem już gotowy.
Ron, ubrany w zielony sweter, będący jednocześnie prezentem urodzinowym od Ginny, i Harry, odziany w szare dresowe spodnie i szaro-białą bluzę, zeszli po schodach do kuchni, gdzie Hermiona krzyczała na Freda oraz George’a. – Hermiona, ktoś zrobił ci niezły żart, ale to nie ja ani Fred.
– To kto?!
Wzburzona Herm prowadziła sprzeczkę z jednym z braci do czasu, aż w zagraconej, nietypowej kuchni państwa Weasley pojawili się Chłopiec, Który Przeżył i brat oskarżonych.
– Co tu się stało? – zapytał Harry, w międzyczasie siadając na znajdującej się na krześle poduszce z wzorkami.
– I dlaczego ty masz blond włosy?! – Ronald, nie mogąc już wytrzymać czekania na odpowiedź, zadał nurtujące go pytanie, skierowane do czerwonej ze złości Granger.
– Zapytaj się lepiej swoich braciszków – odpyskowała mu nadal oburzona Hermiona.
– Ale to nie my! – bliźniacy odpowiedzieli równocześnie.
– To kto?!
Wzburzona Herm prowadziła sprzeczkę z jednym z braci do czasu, aż w zagraconej, nietypowej kuchni państwa Weasley pojawili się Chłopiec, Który Przeżył i brat oskarżonych.
– Co tu się stało? – zapytał Harry, w międzyczasie siadając na znajdującej się na krześle poduszce z wzorkami.
– I dlaczego ty masz blond włosy?! – Ronald, nie mogąc już wytrzymać czekania na odpowiedź, zadał nurtujące go pytanie, skierowane do czerwonej ze złości Granger.
– Zapytaj się lepiej swoich braciszków – odpyskowała mu nadal oburzona Hermiona.
– Ale to nie my! – bliźniacy odpowiedzieli równocześnie.
W tym momencie do kuchni przyszła Molly z zaspaną miną.
– Co tu się dzieje? Siadać na kanapie!
Zobaczywszy srogą minę pani Weasley, zazwyczaj miłej, troskliwej kobiety, wszyscy posłusznie wykonali polecenie; wszyscy z wyjątkiem Hermiony, która zaproponowała, że pójdzie po Ginny. – Dobrze, Hermiono. Czy mogłabym cię prosić o przyniesienie eliksiru na ból głowy?
– Tak, pani Weasley – odpowiedziała grzecznie, nie chcąc bardziej denerwować pani domu.
– Dziękuję.
Miona po wejściu do pokoju jej i Ginewry rozejrzała się. Nie było w nim nic ciekawego ani szczególnego. Zwykłe fioletowe ściany, białe biurko i dwa łóżka z drzewa sosnowego koło chwilowo otwartego i lekko przysłoniętego drobnymi, malinowymi zasłonkami małego okna. Na przeciwległej do biurka ścianie, nieopodal drzwi, ustawiona była szafa, a ku zaskoczeniu Granger siedziała na niej biała niczym śnieg, sporych rozmiarów sowa. Pomiędzy swymi silnymi szponami trzymała dwie zielone koperty.
– Ginny, jakaś sowa!
– Już idę! – Hermionie odpowiedział donośny głos jej przyjaciółki, ubranej aktualnie w czerwone rurki, biały top i czerwono-białą narzutkę. Na nogach miała czerwone trampki za kostkę z białymi sznurówkami. – Aaaaaaaaaaa! Ginny, też masz blond włosy!
Ginewra miała już coś odpowiedzieć, ale siedzący dotychczas na szafie ptak sfrunął z niej i podleciał do dziewczyn, upuszczając dwie koperty prosto w ich ręce; następnie wyleciał przez okno.
– Dziwne... i o co chodzi z tymi włosami?
– Nie wiem, ale coś czuję, że niedługo się tego dowiemy.
– Mam nadzieję, a teraz przeczytajmy te listy – oznajmiła podekscytowana Hermiona. Chwilę potem można było usłyszeć cichy trzask pękających czerwonych pieczęci z symbolami smoków ziejących kolorowymi ogniami, umieszczonych na kopertach z pocztą. Zaraz potem Herm i Ginewra wyciągnęły listy zapisane drobnym pismem, bardzo podobnym do pisma obu Gryfonek.
W momencie, gdy obie miały zacząć czytać, można było usłyszeć donośny głos Pani Weasley.– Co tu się dzieje? Siadać na kanapie!
Zobaczywszy srogą minę pani Weasley, zazwyczaj miłej, troskliwej kobiety, wszyscy posłusznie wykonali polecenie; wszyscy z wyjątkiem Hermiony, która zaproponowała, że pójdzie po Ginny. – Dobrze, Hermiono. Czy mogłabym cię prosić o przyniesienie eliksiru na ból głowy?
– Tak, pani Weasley – odpowiedziała grzecznie, nie chcąc bardziej denerwować pani domu.
– Dziękuję.
Miona po wejściu do pokoju jej i Ginewry rozejrzała się. Nie było w nim nic ciekawego ani szczególnego. Zwykłe fioletowe ściany, białe biurko i dwa łóżka z drzewa sosnowego koło chwilowo otwartego i lekko przysłoniętego drobnymi, malinowymi zasłonkami małego okna. Na przeciwległej do biurka ścianie, nieopodal drzwi, ustawiona była szafa, a ku zaskoczeniu Granger siedziała na niej biała niczym śnieg, sporych rozmiarów sowa. Pomiędzy swymi silnymi szponami trzymała dwie zielone koperty.
– Ginny, jakaś sowa!
– Już idę! – Hermionie odpowiedział donośny głos jej przyjaciółki, ubranej aktualnie w czerwone rurki, biały top i czerwono-białą narzutkę. Na nogach miała czerwone trampki za kostkę z białymi sznurówkami. – Aaaaaaaaaaa! Ginny, też masz blond włosy!
Ginewra miała już coś odpowiedzieć, ale siedzący dotychczas na szafie ptak sfrunął z niej i podleciał do dziewczyn, upuszczając dwie koperty prosto w ich ręce; następnie wyleciał przez okno.
– Dziwne... i o co chodzi z tymi włosami?
– Nie wiem, ale coś czuję, że niedługo się tego dowiemy.
– Mam nadzieję, a teraz przeczytajmy te listy – oznajmiła podekscytowana Hermiona. Chwilę potem można było usłyszeć cichy trzask pękających czerwonych pieczęci z symbolami smoków ziejących kolorowymi ogniami, umieszczonych na kopertach z pocztą. Zaraz potem Herm i Ginewra wyciągnęły listy zapisane drobnym pismem, bardzo podobnym do pisma obu Gryfonek.
- Idziecie już!?
- Zaraz!
Odkrzyknęły jej chórem gryfonki.
- Nie zaraz, tylko teraz!
- Co robimy z listami?
Zapytała Ginny Hermiony.
- Zmniejszymy zaklęciem i schowamy pod łóżko.
- Dla czego nie weźmiemy ich po prostu ze sobą?
- Dla tego, że mam przeczucie, że te listy to coś ważnego.
- Dobra niech ci będzie.
Skapitulowała Ginewra wiedząc, że ostrożności nigdy nie za wiele, a jej mama na dole się już nie cierpliwi i muszą się spieszyć. Tak więc szybko wyciągnęła swoją rużdżke z tylnej kieszeni spodni i skierowała ją na stolik, gdzie odłożyła tajemniczą pocztę;
- Reducto.
Natychmiast po wypowiedzeniu zaklęcia korespondencja stała się cztery razy mniejsza.
- Dobra Ginny ty idz, ja się przebiorę i za pięć minut przyjdę.
- Tylko się streszczaj bo moja mama jest pożondnie wściekła za ten hałas.
- Tak w ogóle to dlaczego?
Hermiona zadała pytanie przyjaciółce, lekko drżąc z zimna. Taaa co ona myślała ubierając tak wyjątkowo cienką piżamę, nawet jak na lato?
- Dlatego, że dopiero wcześnie rano wróciła z zebrania zakonu feniksa.
- Nie wiedziałam, muszę ją za to przeprosić.
- To trochę podejrzane że nie wiedzieliśmy o tym zebrani. Co nie?
- Masz racje. Cały dzisiejszy dzień jest dziwny. Uważam, że powinniśmy zmienić sobie kolor naszych włosów na naturalny i powiedzieć, że to ty zrobiłaś mi taki żart. Do czasu aż tego wszystkiego nie wyjaśnimy, a poza tym twoich włosów nikt jeszcze nie widział.
- Znasz w ogóle takie zaklęcie?
-Tak. Trzeba powiedzieć Undo Mutiato i dotknąć różdżką włosów.
- Niech będzie, ale ty pierwsza.
- Undo Mutiato.
Hermiona poczuła mrowienie, a jej włosy na moment rozbłysły białym światłem.
- Udało się?
- Tak.
- W takim razie teraz twoja kolej.
- Nie możesz sama tego zrobić?
- Czemu?
- Bo nie znam tego zaklęci i nie chce skończyć z zielonym, albo jakimś innym kolorem włosów.
- Podejdź do mnie. Undo Mutiato.
Wraz z wypowiedzeniem zaklęcia włosy Ginny odzyskały swój rudy kolor.
- No i jak?
- Jakby ci to powiedzieć, są trochę zielone.
- Co?
- Nie nic, są normalne.
-Ok. To ja już idę, a ty się pośpiesz.
************** W tym samym czasie w Riddle Manor.*****************
U pięknie rzeźbionych, mosiężnych bram z symbolem smoka, tłoczyło się wiele czarodziei. Wszyscy mieli długie, czarne niczym noc szaty i twarze zasłonięte maskami. Wiele osób przyglądało się czerwonemu dworowi, utrzymanemu w stylu wiktoriańskim. Cały gigantyczny dom otaczał ogród z wieloma egzotycznymi, nieznanymi roślinami, których hodowle umożliwiała tylko i wyłącznie magia. Niespodziewanie brama otworzyła się, a każdy z zebranych wszedł na teren posiadłości i udał się w stronę dworu na spotkanie śmierciożerców. Po pozostałym, terenie posiadłości rozciągał się labirynt z żywopłotu, a koło niego na ławce, mężczyzna o smukłej sylwetce rozmyślał o najgłębszych oraz najciemniejszych zakamarkach przeszłości.
W ten sposób Blaise podpalił nowy nabytek młodego Malfoya, czyli uroczą pościel w zielone węże i dorobił mu różowe pasemka na jego tlenionej czuprynie, aktualnie będącej w nieładzie.
- Co to za smród spalenizny. Powiedział, a raczej wybełkotał, jeszcze nie do końca rozbudzony Draco. Po chwili zorientował się, że jego przykrycie płonie i zauważył swojego najlepszego kumpla bezczynie siedzącego w fotelu, nieopodal wielkiego okna przysłoniętego srebrno-zielonymi zasłonami.
- Zabinny ty idioto! Co ty zrobiłeś z moją kołdrą?
Zapytał, już w pełni świadomy Malfoy. Twarz arystokraty wyrażała silne pragnienie zemsty.
- Jak to co? Podpaliłem ją.
Odpowiedział mu szczerze rozbawiony mulat, dusząc się ze śmiechu.
- Masz to natychmiast zgasić.
- Nie denerwuj się tak smoku, bo ci żyłka pęknie.
- Zamknij się Diable, bo uszkodzę ci twarz.
- Już się boje.
Blaise udawał śmiertelnie przerażonego, wymachując rękami z przestraszonym wyrazem twarzy, jednocześnie gasząc strumieniem wody płonącą kołdrę, która leżała niedaleko niego na ziemi.
- Ciekawe jak szybko pobiegniesz się ubrać, jak ci powiem, że jest dziesiąta i zebranie właśnie się rozpoczęło, a ty znowu jesteś spóźniony.
Ciągnął nadal roześmiany Zabinny.
- Kłamiesz.
Odparł ze spokojem właściciel zwęglonej kołdry, leżącej koło stolika ze srebrzystego drewna.
- Jak mi nie wierzysz, to patrz.
Z kieszeni swoich spodni Blaise wyciągnął złoty zegarek na łańcuszku z czerwonymi inicjałami B. Z i pomachał nim przed twarzą blondyna z kilkoma różowymi pasemkami na głowie.
- Zaraz!
Odkrzyknęły jej chórem gryfonki.
- Nie zaraz, tylko teraz!
- Co robimy z listami?
Zapytała Ginny Hermiony.
- Zmniejszymy zaklęciem i schowamy pod łóżko.
- Dla czego nie weźmiemy ich po prostu ze sobą?
- Dla tego, że mam przeczucie, że te listy to coś ważnego.
- Dobra niech ci będzie.
Skapitulowała Ginewra wiedząc, że ostrożności nigdy nie za wiele, a jej mama na dole się już nie cierpliwi i muszą się spieszyć. Tak więc szybko wyciągnęła swoją rużdżke z tylnej kieszeni spodni i skierowała ją na stolik, gdzie odłożyła tajemniczą pocztę;
- Reducto.
Natychmiast po wypowiedzeniu zaklęcia korespondencja stała się cztery razy mniejsza.
- Dobra Ginny ty idz, ja się przebiorę i za pięć minut przyjdę.
- Tylko się streszczaj bo moja mama jest pożondnie wściekła za ten hałas.
- Tak w ogóle to dlaczego?
Hermiona zadała pytanie przyjaciółce, lekko drżąc z zimna. Taaa co ona myślała ubierając tak wyjątkowo cienką piżamę, nawet jak na lato?
- Dlatego, że dopiero wcześnie rano wróciła z zebrania zakonu feniksa.
- Nie wiedziałam, muszę ją za to przeprosić.
- To trochę podejrzane że nie wiedzieliśmy o tym zebrani. Co nie?
- Masz racje. Cały dzisiejszy dzień jest dziwny. Uważam, że powinniśmy zmienić sobie kolor naszych włosów na naturalny i powiedzieć, że to ty zrobiłaś mi taki żart. Do czasu aż tego wszystkiego nie wyjaśnimy, a poza tym twoich włosów nikt jeszcze nie widział.
- Znasz w ogóle takie zaklęcie?
-Tak. Trzeba powiedzieć Undo Mutiato i dotknąć różdżką włosów.
- Niech będzie, ale ty pierwsza.
- Undo Mutiato.
Hermiona poczuła mrowienie, a jej włosy na moment rozbłysły białym światłem.
- Udało się?
- Tak.
- W takim razie teraz twoja kolej.
- Nie możesz sama tego zrobić?
- Czemu?
- Bo nie znam tego zaklęci i nie chce skończyć z zielonym, albo jakimś innym kolorem włosów.
- Podejdź do mnie. Undo Mutiato.
Wraz z wypowiedzeniem zaklęcia włosy Ginny odzyskały swój rudy kolor.
- No i jak?
- Jakby ci to powiedzieć, są trochę zielone.
- Co?
- Nie nic, są normalne.
-Ok. To ja już idę, a ty się pośpiesz.
************** W tym samym czasie w Riddle Manor.*****************
U pięknie rzeźbionych, mosiężnych bram z symbolem smoka, tłoczyło się wiele czarodziei. Wszyscy mieli długie, czarne niczym noc szaty i twarze zasłonięte maskami. Wiele osób przyglądało się czerwonemu dworowi, utrzymanemu w stylu wiktoriańskim. Cały gigantyczny dom otaczał ogród z wieloma egzotycznymi, nieznanymi roślinami, których hodowle umożliwiała tylko i wyłącznie magia. Niespodziewanie brama otworzyła się, a każdy z zebranych wszedł na teren posiadłości i udał się w stronę dworu na spotkanie śmierciożerców. Po pozostałym, terenie posiadłości rozciągał się labirynt z żywopłotu, a koło niego na ławce, mężczyzna o smukłej sylwetce rozmyślał o najgłębszych oraz najciemniejszych zakamarkach przeszłości.
W ten sposób Blaise podpalił nowy nabytek młodego Malfoya, czyli uroczą pościel w zielone węże i dorobił mu różowe pasemka na jego tlenionej czuprynie, aktualnie będącej w nieładzie.
- Co to za smród spalenizny. Powiedział, a raczej wybełkotał, jeszcze nie do końca rozbudzony Draco. Po chwili zorientował się, że jego przykrycie płonie i zauważył swojego najlepszego kumpla bezczynie siedzącego w fotelu, nieopodal wielkiego okna przysłoniętego srebrno-zielonymi zasłonami.
- Zabinny ty idioto! Co ty zrobiłeś z moją kołdrą?
Zapytał, już w pełni świadomy Malfoy. Twarz arystokraty wyrażała silne pragnienie zemsty.
- Jak to co? Podpaliłem ją.
Odpowiedział mu szczerze rozbawiony mulat, dusząc się ze śmiechu.
- Masz to natychmiast zgasić.
- Nie denerwuj się tak smoku, bo ci żyłka pęknie.
- Zamknij się Diable, bo uszkodzę ci twarz.
- Już się boje.
Blaise udawał śmiertelnie przerażonego, wymachując rękami z przestraszonym wyrazem twarzy, jednocześnie gasząc strumieniem wody płonącą kołdrę, która leżała niedaleko niego na ziemi.
- Ciekawe jak szybko pobiegniesz się ubrać, jak ci powiem, że jest dziesiąta i zebranie właśnie się rozpoczęło, a ty znowu jesteś spóźniony.
Ciągnął nadal roześmiany Zabinny.
- Kłamiesz.
Odparł ze spokojem właściciel zwęglonej kołdry, leżącej koło stolika ze srebrzystego drewna.
- Jak mi nie wierzysz, to patrz.
Z kieszeni swoich spodni Blaise wyciągnął złoty zegarek na łańcuszku z czerwonymi inicjałami B. Z i pomachał nim przed twarzą blondyna z kilkoma różowymi pasemkami na głowie.
Liczę, że ktoś tu kiedyś zajrzy i skomentuje pomimo tego, że rozdział jest trochę nudny i krótki. Proszę również o polecanie mojego bloga znajomym.
W naszym regulaminie zaszła mała zmiana, proszę o zapoznanie się z nią.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Atria Adara
Ciekawie 😊. Czekam na dalsze części niecierpliwością :).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do sevue:
dramione-badzkolomnie.blogspot.com
Dziękuje, na pewno zajrzę. Rozdział z braku czasu będzie dopiero w przyszłym tygodniu.
UsuńCzekam, czekam 😊
Usuń